Ale nie miałam tu chyba pisać o mojej sklerozie i roztrzepaniu, a o Franklinie. I jego ciasteczkach.
Przepis pochodzi z książki ,,Franklin i ciasteczka'', a ja znalazłam go na blogu u Liski.
Najlepsze są zaraz po upieczeniu, ciężko jest się powstrzymać by nie sięgnąć po kolejne. Na drugi dzień są już twardsze, ale wątpię, by przetrwały u kogoś tak długi czas. Ja piekłam je wieczorem (tak, tak wiem, że to już się robi męczące) więc nie miały wyjścia. Polecam.
Ciastka Franklina
3/4 filiżanki cukru
1/2 filiżanki miękkiego masła
2 jajka
2 filiżanki mąki
1 filiżanka drobno pokrojonej gorzkiej czekolady (lub mlecznej)
Masło ubij z jajkami i cukrem.
Następnie dodaj mąkę i posiekaną czekoladę, dokładnie wymieszaj.
Z masy lep kulki i spłaszczaj, układając je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Piecz 15 minut w 180 stopniach.
Smacznego!
pysznie wyglądaja z tymi kawałeczkami czekolady :)
OdpowiedzUsuńMi (nie wiem czemu) wbił się do głowy odcinek, jak Franklin dostał od rodziców kask rowerowy z lampką na samym jego czubku ;p Właśnie zdałam sobie sprawę ile czasu już minęło, od kiedy oglądałam dobranocki... Ale ciacha są świetne, warto wypróbować przepis :)
OdpowiedzUsuńCzyżby nowy aparat? Bo zdjęcia są kapitalne! Zresztą tak samo jak ciasteczka:)
OdpowiedzUsuńTak jest! ;)
UsuńKoniec męczarni i czekania na łaskawe światło słoneczne. :D
A na jaki aparat się zdecydowałaś?:-)
UsuńNikon d5100. Ten pierwszy, o którym myślałam od początku. Choć nie było łatwo. ;)
UsuńTo w takim razie powodzenia w rozwijaniu pasji:-). Zawsze podobały mi się zdjęcia. Mogłabym się zapisać do Ciebie na jakiś foto-kurs czy coś;)
UsuńNie widziałam jeszcze tych ciasteczek. Na franklina zawsze patrzyłam z bratem, ale sobie ich nie przypominam. Tak czy siak pycha :)
OdpowiedzUsuńfajne te ciacha :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia, Franklina z kuzynem oglądałam i sąsiadką i pamietam ciacha.
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaa! Daj ciasteczko! To zrobie Ci owsiankę czoo?
Bardzo lubię po dziś dzień oglądać Franklina. Pamiętam odcinek jak urodziła mu sie siostrzyczka, a drugi o tym jak uczył się jeździć na rowerze, o meczu piłki nożnej i jeszcze....dużo, bo lubię. A te ciasteczka chętnie wypróbuję. Widzę, że przepis łatwy więc pewnie mój siedmioletni kucharz sam się podejmie. Dzięki za Twój nowy adresik. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńŚwietne te ciasteczka ! Oglądałam kiedyś Franklina, ale nie przypominam sobie ciastek :D
OdpowiedzUsuńpyszne!! do tego mleko i mniami!!
OdpowiedzUsuńTaaak, z ciepłym kakao :D
OdpowiedzUsuńFranklin był super! Takie bajki powinno się teraz puszczać.
Twoje wyszły bez tych pęknięć, coś zmieniłaś? Jakiej wielkości jajek użyłaś? ;>
Nie zmieniałam nic. Być może Liska dodała czubate filiżanki mąki, lub użyła innej wielkości. Z tego co wyczytałam w komentarzach nie tylko mi wyszły inne. :)
UsuńJaja średnie.
Urocze proste ciasteczka! :) Ja bym popiła mlekiem albo kawą Inką :>
OdpowiedzUsuńjakie jaśniutkie. ślicznie się komponują w nich kawałki ciemnej czekolady
OdpowiedzUsuńTa kulka to przenośny głośnik ; )
OdpowiedzUsuńUwielbiałam Franklina! A ciasteczka wyglądają świetnie. Na pewno były pyszne ; )
Primo, wieki nie jadłam ciastek tego rodzaju, kurczę, te kawałki czekolady w środku, o, albo amerykańskie! Obudziłaś we mnie uśpione instynkty. :D
OdpowiedzUsuńA secundo, staram się tego wystrzegać, ale dzisiaj specjalnie włączyłam, by uchwycić Svena w tle, a no i śniadanie przy dobrej muzyce też jest fajne. :) Miłego dnia!
Franklina kojarzę tylko z widzenia, za to z jego ciasteczkami chętnie się zaprzyjaźnię :)
OdpowiedzUsuńsłyszałam o nim coś niecoś;)znacznie bardziej interesują mnie ciasteczka;)iście amerykańskie;)
OdpowiedzUsuńciekawa nowa nazwa i szablon!
Pozdrawiam!
Fajne te ciasteczka, zapisuję sobie :) piękne zdjęcia
OdpowiedzUsuńod dawna czaję się na te ciasteczka ;>
OdpowiedzUsuń