,,Nie, stanowczo to wam odradzam.
Odradzam Wam to.
Słyszycie?
Odradzam!
Nie wciągajcie się w to. Nie róbcie tego.
Nie pieczcie o 3 w nocy!!!''
Bo praca po godzinach może przynieść zgubne efekty dla naszego organizmu. Wycieńczenie? Głód? C
Etap I - Dobre chęci
Umówiliście się, chcecie sprawić przyjemność i macie to w nosie, że jest grubo po północy. Macie w nosie to, że wszyscy sąsiedzi już dawno pogasili światła, wyłączyli muzykę i TV, bo zmęczeni po pracy chcą odpocząć. Jesteście cholernymi egoistami, którzy tak naprawdę pragną komuś umilić popołudnie piekąc temu komuś babeczki. Empatycznymi Egoistami! Tak właśnie, pieczenie matką oksymoronów. Teraz szukacie pomysłu na wypiek.
Etap II - Nie chcem mi siem, ale muszem.
Wymieszałaś składniki, zachciało Ci się potrójnej porcji to teraz męcz się, żeby jajka nie powylatywały z miski, a mąka nie fruwała niczym złoty pył z Piotrusia Pana po całej Twojej kuchni. Wymieszałaś? Dobrze, teraz czas na odpoczynek. Bo ile można mieszać ciasto na muffiny?! Co chwilę coś do niego dorzucasz i rezygnujesz, wychodzisz z kuchni i wracasz, tuptasz po całym mieszkaniu, budząc wściekłego dziadka. I czujesz się trochę jak pod wpływem upojenia alkoholowego, czy smażenia naleśników (bardzo podobne uczucie, bardzo).
Etap III - Radość.
Wypełnianie papilotek. Są taakie kolorowe, że buzia Ci się śmieje, a oczy zamykają i w efekcie wyglądasz jak chińczyk oglądający Nagą Broń 3. W piekarniku rosną tak słodko, że wydaje Ci się, że oglądasz film przedstawiający jak rozwijają się pąki Twoich ulubionych kwiatów. Tak naprawdę przysypiasz i czas za.. szybko leci.
Etap IV - Żarówka w tunelu.
Gdy tak sobie już spadasz, gdy odlatujesz przy cieple piekarnika i jesteś już w głębokim śnie, współpracujesz ze swoją podświadomością i tworzysz najpiękniejsze koszmary tych wolnych dni. Nagle doznajesz olśnienia, wskakujesz na równe nogi, biegniesz po patelnię i oznajmiasz, że muffin tej nocy nie będzie (trochę jak Grinch), a przynajmniej nie tradycyjnych. Zabierasz się za smażenie placków muffinowych. Oczywiście wszystko (albo kilka placków) konsumujesz, żeby później mieć odpały i po trzeciej pisać post na bogu, bo spać po takiej dawce cukru nie pójdziesz! Za to już wiesz, że w najbliższej przyszłości związku z cukrem mieć nie będziesz.
Etap V - światła, kamera, akcja!
Pstrykasz fotki przy sztucznym oświetleniu, uruchamiasz blogspota, wrzucasz zdjęcia, piszesz farmazony.
Etap VI - wytrzymaj jeszcze 5 minut
pieczesz ostatnią porcję muffin i w międzyczasie wkręcasz wszystkim znajomym, że jesteś adminem fejsa, dlatego przesiadujesz na nim już 4 godzinę. Jakiś powód musi być. Admin fejsa załatwi ich na najbliższe 5 minut, a Ty usłyszysz propozycje podwózki do psychiatryka, kilka zaproszeń na after party po twoim party, którego nigdy nie było. W końcu odkładasz szpatułki do miski i siadasz wymęczona na krześle.
Etap VII - żartowałem z etapem VI, musisz jeszcze posprzątać
mówi sam za siebie
Etap VIII - ŁÓŻKO!!!!!!!!!!!
j.w
Te placki są efektem powyżej opisanych etapów. Muszę przyznać, że uzyskałam bardzo fajny efekt. Placki smakowały jak drożdżowe racuchy (chociaż wymagały znacznie mniej czasu, nie licząc mieszania składników w za małej misce) z lekkim, kokosowym posmakiem. W kuchni unosił się zapach obiadu z dzieciństwa, a na sam widok złocistych, grubych placków, człowiek zaczyna się ślinić.
Kokosowe placki muffinowe
niezliczona ilość porcji, najesz się4 szkl. mąki
2 szkl. mleka
opak. cukru waniliowego
1/2 - 3/4 szkl. wiórków kokosowych
4 jajka
2 łyżeczki p.d.p
1,5 szkl. cukru
1 szkl. oleju roślinnego
szczypta soli
Mieszamy jak leci i smażymy na małym ogniu z dwóch stron na złoty kolor. Obsypać z cukrem pudrem. Ja podałam dodatkowo z kremowym serkiem i dżemem truskawkowym.
Smacznego. :)
wow ,to jest super ! i ogólnie nie dość ,ze świetne zdjęcia , to jeszcze tak fajny ciekawy wciągający post ;D
OdpowiedzUsuńnastępnym razem spać , a nie piec haha ;D
Genialne, twórz tylko w środku nocy :D
OdpowiedzUsuńPyszne też na śniadanko, nie tylko na nocne eskapady do kuchni:)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tych muffinach i myślę, że z ciekawością wetknęłabym swój nos do kuchni podczas potencjalnego robienia ;) Muszą być pyszne!
OdpowiedzUsuńJak to.. słyszałaś? Ja myślałam, że to ja jestem szczęśliwym wynalazcą! No.. chyba, że okrzyki radości z kuchni dotarły aż do Ciebie :P
UsuńMasz dar pisania, no i uwielbiam Twoje zwariowane 'pomysłowe' poczucie humoru! :)
OdpowiedzUsuńBosssskie! Wypróbuję w nocy ;)
OdpowiedzUsuńtakie wersji muffin jeszcze nie przerabiałam:) ale masz pomysły:)
OdpowiedzUsuńAle puszyste :) Wyglądają jak drożdżowe bułeczki :)
OdpowiedzUsuńjakie puchate! no nie pomyślałabym że można tak zrobić muffiny.
OdpowiedzUsuńhahahaha wyczuwam fankę pana którego najbardziej denerwuje chema huehue :D
OdpowiedzUsuńTak, trochę.. taka sytuacja!
UsuńJakie świetne! Teraz tylko ten dylemat.. który sposób przygotowania wybrać..
OdpowiedzUsuńPatelnię :)
UsuńCo jakiś czas zaglądam na Twojego bloga i naprawdę uwielbiam Twój styl pisania.
OdpowiedzUsuńRównież często robię coś w kuchni po nocach, nad czym najbardziej boleje moja mama (aneks kuchenny połączony z jej pokojem), ale taka już moja natura. W każdym razie - podziwiam Cię i chciałabym osiągnąć w kucharzeniu taką równowowagę jak Ty :)
jeęli masz ochotę, zapraszam http://hiddenfromtheday.blogspot.com/
Justyna